Sadownicy: "Polski odbiorca nas nie zawodzi"

Negatywny wpływ na eksport mają nieco niższe - niż planowano – zbiory jabłek, co wynika z majowych przymrozków, jakie nawiedziły niektóre regiony Polski. Kluczowy jest jednak kryzys w transporcie związany z blokowaniem rynków, do czego przyczyniła się pandemia. Sytuacja ta dotyczy całej Europy. Jak podaje Unia Owocowa, tylko w pierwszych czterech miesiącach tego roku unijny eksport jabłek spadł o około 150 tysięcy ton.

Mimo tego prognozy dla plantatorów są dobre, co wynika ze stabilnego popytu na gruszki i jabłka na unijnych rynkach wewnętrznych. Polska jest na tym tle ewenementem - nie tylko zasilamy unijny rynek największą produkcją jabłek, szacowaną w tym roku na ponad 3 miliony ton, ale mamy również wiernych polskim owocom konsumentów.

„Sadownicy nie mogą narzekać na polskich odbiorców. Akurat w wypadku jabłek dla krajowego klienta kluczowe jest to, by jabłko było nasze, taka jest tradycja i tak wyglądają zakupy. To polskie jabłka lądują w tornistrach uczniów, którzy zabierają je na drugie śniadanie do szkoły i to z polskich jabłek robimy kompoty. Polski rolnik nie musi się obawiać. Jeśli w markecie leżą obok siebie polskie i importowane jabłka, to klient w 90 procentach kupi nasze” - mówi rolnik z powiatu nakielskiego z województwa kujawsko-pomorskiego.

Kontynuuje „Mimo wzrostu cen jabłek te owoce u nas nadal się dobrze sprzedają. Do wielu zagranicznych owoców na rynku polscy konsumenci nie przywiązują wagi, z jakiego kraju one pochodzą, ale jesienią jabłko musi być polskie. Przecież nasze sadownictwo znajduje się wśród pierwszych 25 krajów świata o największej skali produkcji owoców pochodzących z sadów. Niektóre rodzime marki mocno wyeksponowały siebie. Tak jest z jabłkami grójeckimi czy marką Bracia Sadownicy, ale przy okazji promują też innych producentów, podkreślając, że te jabłka są polskie, nasze. Dlatego zbyt na jabłka delikatesowe, mimo tąpnięcia eksportu, jest i będzie spory”.

Zobacz więcej: Ceny owoców