Oszczedzaj czas i pieniadze- wszystkie informacje o cenach owoców i warzyw w abonamencie Fresh-market.pl

Kup teraz abonament!

Sadownicy stawiają na jakość i bezpieczeństwo

2019-11-08 13:45

Produkcja towarowa owoców, warzyw czy upraw polowych w tak ogromnej skali, jaką znamy dziś, nie byłaby możliwa bez dostępu do specjalistycznych środków ochrony roślin. To m.in. dzięki nim możliwe jest uzyskanie dużych ilości wystandaryzowanego towaru, osiągającego określone parametry wielkości i jakości, mniej podatnego na infekcje, ataki szkodników, charakteryzującego się odpowiednią trwałością.

Więcej preparatów, mniej możliwości?

Obecnie w Polsce zarejestrowanych jest prawie 2 400 preparatów (Rejestr środków ochrony roślin dopuszczonych do obrotu zezwoleniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju, listopad 2019) – to ponad 150 produktów więcej niż przed rokiem. Jednocześnie w prawodawstwie unijnym i krajowym wprowadzane są kolejne ograniczenia dotyczące dopuszczonych do stosowania substancji aktywnych. Użytkownicy są więc w trudnej sytuacji, ponieważ z pozoru duża liczba dostępnych produktów nie przekłada się na większe możliwości ochrony. W praktyce mniej substancji aktywnych to zarazem mniejsza możliwość rotacji, różnicowania programów ochrony i przeciwdziałania odporności patogenów.

Rynek narzuca wymogi i zasady

Dopuszczalny poziom pozostałości środków ochrony roślin to powszechnie obowiązujące kryterium, jednak poszczególne podmioty (np. duże sieci sklepów lub eksporterzy) coraz częściej narzucają dostawcom owoców czy warzyw własne, jeszcze bardziej restrykcyjne zasady co do liczby i poziomów substancji aktywnych. Przestrzeganie tych wytycznych nie jest dla producentów opcjonalne, lecz konieczne. A spełnienie wymogów wyższych niż standardowe daje szansę na uzyskanie korzystniejszej ceny.

Warto pamiętać o działaniach kontrolnych w zakresie bezpieczeństwa żywności, które prowadzone są nie tylko na szczeblu urzędowym. Grupy producenckie, eksporterzy i sieci handlowe także zlecają kontrole jakości i badania laboratoryjne dostarczanego przez producentów towaru. Dlatego z perspektywy plantatora tak ważne jest, żeby nie ryzykować przekroczeń dopuszczalnych poziomów pozostałości środków ochrony roślin. –  Na przestrzeni ostatnich lat wymagania w zakresie tych limitów pozostałości w owocach i warzywach zmieniają się i są coraz bardziej restrykcyjne – ostrzega Ewa Witkowska z laboratorium Hamilton UO-Technologia Sp. z o.o., gdzie wykonywane są tego typu analizy. – Jeśli w badanych próbkach znajdują się przekroczenia, to fakt ich stwierdzenia jest sygnałem, że owoc czy warzywo nie mogą być sprzedane. Zakłady przetwórcze, sieci handlowe stawiają szereg wymagań, a w przypadku przekroczeń, niestety, taki sadownik lub rolnik nie sprzeda tego towaru.

Badania laboratoryjne: cała prawda o pozostałościach

Planując skuteczną, bezpieczną ochronę i dążąc do zminimalizowania pozostałości, warto nie tylko przestrzegać zasad stosowania środków ochrony roślin – oczywiście wyłącznie tych dozwolonych, sprawdzonych, z zachowaniem zalecanego okresu karencji – ale też wziąć pod uwagę, że w dziedzinie badań laboratoryjnych z zakresu bezpieczeństwa żywności stale zachodzą postępy. Dotyczy to zarówno zwiększenia dokładności analiz, jak i liczby substancji, które są wykrywane.– Przede wszystkim zmieniła się technologia w laboratorium, weszły do użycia maszyny i detektory nowej klasy. Na tych maszynach można teraz oznaczyć o wiele więcej substancji. W analizach możemy uzyskać dokładność 1/1000 mg/kg– wyjaśnia dr Artur Miszczak, kierownik Zakładu Badania Bezpieczeństwa Żywności w Instytucie Ogrodnictwa w Skierniewicach. –Nasza pierwsza metoda multipozostałościowa obejmowała ok. 50 substancji, w tej chwili na tym aparacie oznaczamy ich ponad 270.Większy skok nastąpił w chromatografii cieczowej, gdyż na początku mogliśmy oznaczać tylko 5 substancji. Zaczęliśmy rozwijać tę metodę, aż doszliśmy do tego, że teraz na jednym aparacie wykrywamy 212 związków.

Eksperci są zdania, że w ostatnich latach stopniowo wzrasta świadomość dotycząca metod ochrony upraw i produkowania bezpiecznej żywności. Potwierdzeniem tego może być3rosnące grono klientów laboratoriów specjalizujących się w oznaczaniu pozostałości. Są wśród nich zarówno podmioty handlowe, jak i indywidualni zleceniodawcy. Waldemar Żółcik, sadownik i prezes Stowarzyszenia Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw „Unia Owocowa”, zwraca uwagę na praktyczny aspekt, jakim jest weryfikacja, czy wyprodukowany towar na pewno spełnia kryteria stawiane przez dany typ odbiorców. – Inaczej bada się jabłka do ekologii, inaczej na poszczególne pozostałości, to są odpowiednie testy. Zachęcam każdego, kto np. nie jest pewien, czy jego jabłka są wartościowe, żeby to sprawdził, zanim je sprzeda.

Jeśli chodzi o pozostałości środków ochrony roślin w jabłkach, w laboratorium w Skierniewicach rocznie wykrywane są 2-3 przekroczenia, co stanowi zaledwie 1% poddawanych analizom próbek. Średni wskaźnik dla upraw owocowych wynosi ok. 2% – można więc pokusić się o wniosek, że producenci jabłek rozważnie prowadzą ochronę swoich sadów.

Czy można wyprodukować jabłka bez pozostałości?

Wymogi prawne i trendy rynkowe prowadzą do realnych zmian w sposobie produkcji sadowniczej czy rolnej. A jak w praktyce wyglądają możliwości uzyskania plonów w skali towarowej, w których nie będzie pozostałości? – To zależy od wielu czynników, np. od środowiska, od miejsca, gdzie prowadzimy uprawę, w jakim klimacie, co jest dookoła. Jeżeli ktoś próbuje uprawiać bez pozostałości, np. ekologię, a dookoła ma produkcyjne uprawy rzepaku czy jabłoni, to pewnie i tak będą tam pestycydy, mimo że producent ich nie używał. One po prostu mogą być zniesione na to pole – zwraca uwagę dr Miszczak z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach. Podkreśla też, że ważne jest stosowanie rozsądnych, a nie radykalnych rozwiązań: –Chodzi o to, żeby pozostałości były naprawdę minimalne, a da się tak uprawiać. Np. stosuje się poważniejszą ochronę na samym początku, żeby nie rozwinęły się choroby grzybowe czy szkodniki w czasie kwitnienia, po kwitnieniu, a później tylko podtrzymuje się sytuację, nie dopuszczając do rozwinięcia się problemów.

Okazuje się, że nawet praktycy, którzy zmienili profil swojej produkcji sadowniczej i dziś z sukcesami stosują technologię ochrony bez pozostałości, jeszcze niedawno wątpili w skuteczność takich rozwiązań. Sławomir Rzeźnicki z Klastra „Polska Natura” przyznaje: – Cztery lata temu, gdyby ktoś mi powiedział, że można wyprodukować owoce bez środków ochrony roślin, w takiej wysokiej jakości, uważałem, że tego nie da się zrobić i przyjmowałem to trochę ironicznie. W tej chwili zmieniłem zdanie, bo we własnym gospodarstwie też mam takie owoce. U nas w Klastrze i w Stowarzyszeniu „Kraina Sadów i Ogrodów” opracowaliśmy technologię produkcji owoców i warzyw, w których również nie ma pozostałości, ale nie jest to do końca ekologia. W ekologii po prostu nie da się wyprodukować dużej masy jednolitego towaru w klasie premium.

Nowe technologie ochrony w polskich sadach

Polscy sadownicy muszą dostarczać na rynek owoce spełniające coraz wyższe wymagania. Szukają więc sposobów, które pozwalają połączyć wysoką skuteczność ochrony z jak najmniejszą ilością pozostałości. Czy takim rozwiązaniem okażą się włączane do programów ochrony preparaty biologiczne? Czy ich efektywność może dorównywać ochronie konwencjonalnej? Przekonali się o tym doświadczeni sadownicy, którzy mieli okazję wdrażać w swoich gospodarstwach program ProNutiva firmy UPL (po połączeniu UPL i ArystaLifeScience).

Janusz Rosiak prowadzi gospodarstwo sadownicze we wsi Stara Rossocha (woj. łódzkie). Od kilkunastu lat chętnie testuje nowe produkty i wszelkie rozwiązania, dzięki którym może ograniczyć stosowanie konwencjonalnych środków ochrony roślin. – Generalnie program ProNutiva wpisuje się w nasze myślenie o sadownictwie. Od trzech lat wprowadzamy go praktycznie w całym gospodarstwie. To program, który łączy poprawę jakości i obniżanie pozostałości. Nie odchodzimy radykalnie od stosowania w pewnych okresach preparatów chemicznych, do kwitnienia czy tuż po kwitnieniu stosujemy zabiegi konwencjonalne, natomiast w najważniejszym okresie, czyli do zbiorów, eliminujemy z ochrony tradycyjne preparaty chemiczne, zastępujemy je bardzo skutecznymi preparatami naturalnymi. Są tak skuteczne jak środki chemiczne. W naszym sadzie nie mamy kłopotów ani ze zwójką, ani z owocówką – mimo że nie stosujemy konwencjonalnych środków ochrony. Ograniczamy ilość substancji, których używamy, a jednocześnie bardzo zmniejszamy w momencie zbioru poziom tych substancji, które były zastosowane.

Cezary Rokicki, sadownik z Białej Rawskiej (woj. łódzkie), sprzedaje jabłka przede wszystkim do hurtowni na rynku krajowym, ale wysyłał też towar do Dubaju. Ponieważ jego priorytetami są jakość i ograniczanie pozostałości, bada owoce aż trzy razy przed dostarczeniem ich do nabywcy. Nigdy nie zdarzyło się, żeby w jego jabłkach zostały wykryte jakiekolwiek przekroczenia dopuszczalnych poziomów pozostałości. Chcąc spełniać wysokie wymagania klientów, sadownik precyzyjnie planuje ochronę: – Dobieramy środki ochrony roślin od początku sezonu, stawiamy na biologię lub takie produkty, które szybko się rozkładają w owocu, nie zostawiają nam pozostałości. Skuteczność takiej ochrony nie odbiega od konwencji. Jak wybieramy preparaty, to takie, które nie niszczą nam fauny pożytecznej. Rok temu wprowadziliśmy w połowie sadu technologię ProNutiva, a w tym roku zrobiliśmy całą ochronę w tym systemie.

Jak wyjaśnia Tomasz Sikora, doradca ProNutiva, w technologii tej konwencjonalna ochrona została połączona z ochroną biologiczną i biostymulacją. Przez ostatnie trzy lata prowadzone były testy i badania dotyczące stosowania tych rozwiązań w warunkach polskich sadów. Dzięki współpracy z sadownikami okazało się, że proponowane programy – „Poprawa jakości plonu” oraz „Mniej pozostałości” –rzeczywiście sprawdzają się i przynoszą oczekiwany efekt, dzięki czemu owoce spełniają normy jakościowe nawet najbardziej wymagających rynków.

z1

Dodaj komentarz
Możliwość komentowania dostępna tylko dla użytkowników z wykupionym abonamentem
PODOBNE