Jak się obudzisz, już wiesz — świeże ceny owoców i warzyw na dziś, u nas.

Kup teraz abonament!

Bananowa wojna

2010-10-29 00:00

Czy sięgając po banany oznakowane znajomą, niebieską naklejką, przeciętny konsument zastanawia się jak to w ogóle możliwe, że może on kupić w cenie 5 zł/kg owoce pochodzące z kraju odległego o tysiące kilometrów? Raczej nie. A może powinien? Starsi pamiętają czasy, gdy banany można było najczęściej zobaczyć w slapstickowych komediach amerykańskich, a nie na sklepowych półkach.
 
Tymczasem banany są od lat przedmiotem międzynarodowego konfliktu, w który zaangażowane są państwa, wielkie firmy i międzynarodowe organizacje. Celem tej wojny jest dostęp do rynku UE, stawką rynek wart kilkanaście miliardów euro, a areną starć jest Światowa Organizacja Handlu (WTO). Po jednej stronie barykady stoją największe na świecie firmy eksportujące banany: Chiquita i Dole, wspierane przez USA. Druga strona to Francja przewodząca krajom tzw. AKP (Afryka, Karaiby, Pacyfik), czyli głównie krajom będących niegdyś koloniami francuskimi.
To właśnie dzięki amerykańskim korporacjom, posiadającym wielkoobszarowe plantacje bananów w Ameryce Środkowej, duże ilości tanich bananów docierają do Europy i to dzięki ogromnym zbiorom w Ekwadorze i Kostaryce banan to najpopularniejszy na świecie owoc.

Francja i kraje AKP przedstawiają działanie firm amerykańskich jako próby zmonopolizowania rynku europejskiego, które mają doprowadzić do upadku plantacji bananowych w krajach AKP (takich, jak np. Martynika). Francja blokuje nielimitowany dostęp „bananów dolarowych” do rynku europejskiego poprzez system ceł i parytetów stawiających w bardziej uprzywilejowanej pozycji „eurobanany”. Jak duże są to antagonizmy, może świadczyć fakt, ze spór o cła na „banany dolarowe” opóźnił podpisanie Traktatów Rzymskich z 1957 roku o 3 dni. Rzecznikiem większego dostępu „bananów dolarowych” do rynku europejskiego były w tym sporze Niemcy.

AKP i Francja zarzucają firmom amerykańskim prowadzenie polityki neokolonialnej w Ameryce Środkowej i wspieranie grup zbrojnych w Gwatemali i w Kolumbii. Stawiane są również zarzuty dotyczące nieludzkich warunków zatrudnienia i głodowych pensji pracowników plantacji. Faktem jest, że z każdego euro, otrzymanego za „banany dolarowe” zaledwie 2 eurocenty trafiają do producentów. Do tego dochodzą informacje o wycince lasów tropikalnych, tworzeniu monokulturowych upraw na obszarach tysięcy hektarów. Amerykanie odpierają te zarzuty wskazując m.in. na to, że ich działalność jest certyfikowana przez niezależne firmy i organizacje, również w aspektach ekologii i przestrzegania praw pracowniczych.

Nie ma co się oszukiwać. Za „bananami dolarowymi” przemawia ekonomia. Są one produkowane na dużych plantacjach. Intensywna uprawa w dużej skali pozwala redukować koszty jednostkowe do minimum, a w konsekwencji oferować tańszy towar. Koszty produkcji tony owoców w Kostaryce lub Ekwadorze to kwoty rzędu 10 euro. Koszt wyprodukowania tony „eurobananów” to około 300 euro. Do tego Francja przeznacza corocznie na pomoc plantatorom kilkaset milionów euro (banany z dominiów francuskich mają wsparcie w ramach unijnej Wspólnej Polityki Rolnej). Plantacje w krajach AKP są bardzo rozdrobnione, często zaledwie kilkuhektarowe. Stąd takie różnice w kosztach. Trzeba także pamiętać o bardzo dużych kosztach transportu i przechowywania (43 proc. ceny) bananów.
Obie strony nie składają broni i walczą o swoje racje. Amerykanie o uwolnienie rynku europejskiego, Francja i AKP o utrzymanie ceł na „banany dolarowe” i możliwość dalszego wspierania własnych producentów. Warto tu zauważyć, iż pomimo wsparcia dla AKP i barier celnych, „banany dolarowe” stanowią ponad 70 proc. rynku UE.

Jak na ironię ten wielki konflikt może się okazać wkrótce historią. Bananom od lat dziewięćdziesiątych zagraża zaraza mająca swe źródło w Azji. Ponieważ wszystkie uprawiane banany (zarówno amerykańskie, jak i AKP) to klony jednej odmiany – Cavendish, brakuje im różnorodności genetycznej i wszystkie podatne są na zarazę w jednakowym stopniu. Zagrożenie to wciąż jest poważne, a świat już raz przeżył podobną katastrofę. W latach sześćdziesiątych XX w. całkowitej zagładzie z powodu porażenia grzybem uległa odmiana Gros Michel zwana też Big Mike, poprzednik Cavendisha w handlu międzynarodowym.

Źródło: fresh-market.pl (ms)

Zapraszamy do dyskusji na forum fresh-market.pl 

Dodaj komentarz
Możliwość komentowania dostępna tylko dla użytkowników z wykupionym abonamentem