Jak się obudzisz, już wiesz — świeże ceny owoców i warzyw na dziś, u nas.

Kup teraz abonament!

Polscy sadownicy czekają na cud?

Sankcje przeciwko Rosji tak spowszedniały, że zapowiedzi wprowadzenia nowych wzbudzają ekstazę tylko u nienasyconych antyrosyjską retoryką politykierów, dla których wszystko, co ma zabarwienie antyrosyjskie, wzbudza ekstatyczną radość i działa niczym afrodyzjak.

W momencie wprowadzania antyrosyjskich sankcji i tzw. rosyjskiej odpowiedzi „na tapecie” pojawiły się polskie jabłka. Producenci wiedzieli, że dobrze to się nie skończy, ale politycy nie tracili rezonu. Minister Marek Sawicki malkontentów i niedowiarków nazwał wprost: „Jesteście frajerami”. Propaganda sukcesu i niezachwiana wiara w polski spryt pozwalały sprzedawać polskie jabłka do Rosji poprzez państwa trzecie. Wielu polityków tak było dumnych z tych działań, że publicznie ogłaszali, że polskie jabłka mimo sankcji pojawiają się w rosyjskich sklepach i na rosyjskich stołach.

Przedstawiciele sadowników i ich polityczna emanacja prześcigali się w pomysłach, gdzie i kto może kupić polskie jabłka. Okazało się, że były wpadki z polskimi jabłkami w Szwecji, że Chiny coś by tam kupiły, ale w klasie premium, bo sami też produkują jabłka. Nieco udało się wprowadzić na rynek europejski, część została zniszczona i sadownicy zadowolili się rekompensatami. Wiele ton jabłek, w ramach darów, zostało przekazane do szkół, do rozdysponowania wśród uczniów oraz do parafii, gdzie księża wprost z ciężarówek nadzorowali rozdawanie jabłek. W parafiach pod kościołami rozdawano także warzywa, które podobnie jak jabłka stały się ofiarami sankcji.

Dziś euforia sankcyjna opadła. Okazało się, że wielkiej polityki nijak nie można pogodzić z codziennym trudem o utrzymanie się na zglobalizowanym rynku. Mało tego, w polskich sklepach można spotkać jabłka z Chile, Argentyny, Nowej Zelandii, Włoch i nie wiadomo skąd, bo jedynie specjaliści mogą określić ich pochodzenie, a konsument zadaje sobie pytanie: Jak to jest, że mamy nadprodukcję jabłek, sadownicy narzekają, że większość produkcji sadowniczej idzie na tzw. przemysł po 8 groszy za kilogram, a w sklepach kilogram jabłek kosztuje 3-4 złote, chyba że jest promocja i można kupić kilogram za… 2 złote.

Kiedy Francuzi zorientowali się, że decyzje polityczne uderzają ich po kieszeni i zagrażają ich ekonomicznej przyszłości, to wyszli na ulice. Zrobili trochę bałaganu to i rząd otrzeźwiał, na razie na 6 miesięcy. W Polsce „frajerzy” pogardzają politykami, ale — paradoksalnie — ciągle im ufają, wierząc, że tylko oni mogą rozwiązać problem, ponieważ sami go stworzyli.

 

 

Dodaj komentarz
Możliwość komentowania dostępna tylko dla użytkowników z wykupionym abonamentem