Co dalej z cenami jabłek?
Sytuacja polityczno-ekonomiczna na świecie od dawna jest skomplikowana i, co gorsza, komplikuje się jeszcze bardziej. Napaść rosyjska na Ukrainę drastycznie wpłynęła na sytuację ukraińskich producentów żywności, ale także, z powodu szalonej polityki Unii Europejskiej, sterowanej przez Niemcy, również na gospodarkę polską, w tym na sektor produkcji rolnej. Teraz doszły do tego problemy wynikające z konfliktu rozlewającego się po Bliskim Wschodzie.
Dla polskiego sektora jabłkowego oba te nieszczęścia mają znaczące konsekwencje. Z jednej strony mamy konsekwencje wojny na Ukrainie w postaci decyzji władz UE o otwarciu dla ukraińskich produktów rolnych rynku unijnego – bez żadnej ochrony dla naszych producentów, a także beż ochrony dla naszych konsumentów. W polski rynek jabłek decyzja ta nie bije na razie tak mocno, jak w rynek zbóż, oleju czy owoców miękkich chociażby, ale kluczowe jest tu sformułowanie „na razie”. mamy sezon z niższymi zbiorami jabłek, ale co będzie jesienią?
Konflikt na Bliskim Wschodzie przyniósł natomiast ogromne, globalne zaburzenia w logistyce handlu międzynarodowego. Ugrupowanie Huti w Jemenie, wykorzystując atak Izraela na Terytorium Gazy, realizuje swoje polityczne interesy ostrzeliwując statki na Morzu Czarnym. Jest to na tyle groźna sytuacja, że wielu przewoźników porzuciło ten najkrótszy szlak między Europą i Azję. A to nie koniec problemów w rejonie. Wygląda na to, że zaraz rozpocznie się pełnoskalowy konflikt zbrojny na terytorium Libanu. Na horyzoncie zaś jest zaognienie sytuacji w Syrii oraz Jordanii.
Sytuacja na Bliskim Wschodzi bije, i to mocno i bezpośrednio, w polski eksport jabłek. Odcina w znacznym stopniu tak ważnego odbiorcę jak Indie oraz wpływ negatywnie na handel z krajami arabskimi w rejonie Zatoki Perskiej. To bardzo mocny cios w ogólny poziom popytu na polskie jabłka i to w sytuacji, gdy w zasadzie trwale straciliśmy naszych głównych odbiorców ze wschodu. Ci, którzy czekali na szybką poprawę sytuacji po tym, jak Izrael błyskawicznie spacyfikuje Strefę Gazy, srodze się zawiedli.
Na plus można wskazać poprawę popytu z Egiptu, chociaż i tu chmury nad eksportem do tego kraju nie rozwiały się całkowicie. Problemy walutowe cały czas są wyzwaniem dla tamtejszych importerów i trzeba się ratować handlem barterowym.
Do zagrożeń dla polskiego eksportu jabłek ze strony sytuacji politycznej dochodzą wyzwania sezonowe. Po pierwsze wchodzimy w tę fazę sezonu, w której na rynek międzynarodowy wchodzą zbiory jabłek z półkuli południowej. Konkurencja nowozelandzka w Indiach, w realiach zablokowania szlaku przez Morze Czerwone, bez trudu poradzi sobie na rynku indyjskim z jabłkami europejskimi. Również w Ameryce Południowej będą dostępne jabłka miejscowe (Chile, Argentyna), a i w tamtym rejonie polskie jabłko ostatnio nieźle sobie radziło.
Wygląda na to, że w kolejnych miesiącach tego sezonu lista odbiorców znacząco się skurczy. Miejmy nadzieję że Egipt nadal będzie kupował, a popyt z tego kraju jeszcze wzrośnie. Jest też duże prawdopodobieństwo wzrostu popytu z krajów Europy, bo zapasy jabłek są mniejsze niż w zeszłym roku. Ale i tu nie jesteśmy wolni od wyzwań.
M. in. jest takim wyzwaniem sytuacja w Niemczech, gdzie trwają protesty i blokady dróg. Zaczęło się od rolników, do których dołączyli transportowcy, ale to nie koniec. Informacje płynące z Niemiec (szkoda, że niedostępne w głównych polskich mediach) mówią o tym, że kolejne grupy zawodowe chcą dołączyć do protestów. Protesty te to odpowiedź na szaloną politykę ekonomiczną rządu niemieckiego (forsowanie zielonej energii, co skutkuje wzrostem cen, zwiększanie podatków, obcinaniem dopłat do paliwa rolniczego, polityką przyjmowania migrantów i, last but not east, polityką w stosunku do Ukrainy – ostatnio rząd niemiecki obiecał poręczenie w wysokości 200 mld euro na inwestycje na Ukrainie, wcześniej obcinając 1 mld euro dopłat dla rolników, co tłumaczył dziurą w budżecie).
W tak skomplikowanej sytuacji trudno prognozować co będzie się działo z cenami jabłek. Wydaje się na dziś że będą one rosły, bowiem czynnik zbyt niskiej podaży jest dominantą tego rynku. Opisane problemy w globalnym i lokalnym handlu wpłyną jednak niewątpliwie na skalę i tempo tego wzrostu. Mówiąc wprost – blokada szlaku morskiego do Azji, blokady autostrad niemieckich – to wpłynie na zmniejszenie strumienia towarów, w tym jabłek, jakie będzie można wyeksportować z Polski.
Z drugiej strony nie wolno zapominać o tym, że wspomniane utrudnienia działają w dwie strony, a więc zmniejszą napływ owoców importowanych do naszego kraju. Nie zapominajmy również, że spora część importu owoców z Ameryki Łacińskiej odbywa się przez porty Holandii i Niemiec. To sprawi, iż konkurencja dla jabłek na naszym własnym rynku będzie mniejsza. A jeśli śnieżna i mroźna pogoda potrwa dłużej, to również będzie miało wpływ na wzrost cen warzyw i owoców.
Na koniec kwestia Białorusi. W sprzyjających warunkach może się powtórzyć sytuacja, w której Białoruś znów otworzy w końcówce sezonu granice dla naszych owoców. Jest to nawet dość prawdopodobne ze względu na to, iż Białoruś nie ma za bardzo alternatywnych źródeł zaopatrzenia. Sama Mołdawia tu nie wystarczy. Zresztą może niezadługo wzrośnie zapotrzebowania na importowane jabłka na Ukrainie, bo podaż owoców lokalnych tam wyraźnie spada. Wtedy Mołdawia będzie miała klienta na swoje owoce pod bokiem i Białoruś będzie musiała szukać gdzie indziej.
Pozytywne sygnały w pierwszej w tym roku południowoafrykańskiej prognozie dla jabłek i gruszek
Eksport świeżych jabłek z Mołdawii osiągnął rekordowo niski poziom w grudniu i całym bieżącym sezonie
czytaj dalej