Jabłko przemysłowe – sytuacja na rynku coraz bardziej się zaognia
Sytuacja cenowa w sektorze jabłek przemysłowych coraz bardziej przypomina tę sprzed roku, choć przecież realia ekonomiczne są mocno odmienne od ówczesnych. A relacje na linii przetwórcy – sadownicy są coraz mocniej zaognione, w miarę jak ci pierwsi wdrażają działania mające zbić ceny skupu przemysłu. Działania, jak mówią sadownicy, doskonale znane również sprzed roku. Zresztą mówią o tym nie tylko sadownicy. Takie sugestie można odczytać z wypowiedzi oficjalnych oraz w tekstach z mediów branżowych.
A jakie to działania? Niektóre zakłady przetwórcze ograniczają możliwość dostarczania surowca, tłumacząc się remontami, przeglądami czy awariami. W konsekwencji ograniczenia narzucają też skupy, choćby wprowadzając zapisy. Jak już pisaliśmy na łamach portalu fresh-market.pl, wielu sadowników uważa jednak, że tłok na skupach i w zakładach jest sztuczny i miał służyć przetwórcą jako uzasadnienie obniżki cen.
I to się w pewnym stopniu udało, jako że obecnie ceny przemysłu są najczęściej w przedziale 0,30-0,34 zł/kg (0,36-0,40 zł/kg loco rampa), czyli o 18 procent mniej niż przed około miesiącem (notowanie średniej ceny z 212 września to 0,39 zł/kg, obecnie 0,32 zł/kg – dane z monitoringu redakcji fresh-market.pl).
Piszemy „w pewnym stopniu”, bo ta polityka przetwórców jest wciąż stosowana i presja na ceny skupu nadal trwa, a zeszły rok pokazuje, że strona popytowa może chcieć zbić ceny do 0,20 zł/kg, jak w listopadzie 2021 roku.
Działania te wzbudzają ogromne rozgoryczenie wśród producentów jabłek. Można też powiedzieć, że wzbudzają one, najdelikatniej mówiąc, i nasze zdziwienie. Oczywiście wiadomo, ze zakłady dążą do maksymalizacji zysku i wykorzystują okazję, że w tym sezonie zbiory jabłek są wysokie, zaś wielu sadowników boi się inwestować w przechowywanie i sprzedaje teraz nawet ładne jabłka na przemysł.
Jednak ta polityka może się okazać bardzo krótkowzroczna i to z wielu powodów. Po pierwsze buduje ona wręcz wrogość w drugiej stronie, czyli w sadownikach. Stronie, która powinna być partnerem w rozwijaniu przetwórstwa w Polsce tak, aby wszyscy mieli z tego korzyść. Przyjdzie rok marnych zbiorów i sadownicy odpłacą pięknym za nadobne.
Ale nawet nie to jest najważniejsze. Obecna polityka branży przetwórczej może prowadzić – w krótkiej perspektywie do braku surowca w późniejszych etapach bieżącego sezonu, a w dłuższej perspektywie do zapaści produkcji jabłek w Polsce, a więc podcięcia gałęzi, na której branża turystyczna jest posadowiona. Skąd będą brać tysiące ton jabłek, gdy polskie sady jabłkowe zostaną wykarczowane?
Eksperci i media branżowe podkreślają jeszcze jedno – obecna sytuacja na rynku koncentratu jest bardzo korzystna dla polskich jego producentów, nawet mimo dużego wzrostu kosztów produkcji. I z pewnością produkcja koncentratu byłaby nadal opłacalna przy wyższych cenach za surowiec. Nawet rzędu 0,55-0,60 zł/kg. Do tego ta sytuacja w kolejnych miesiącach tego sezonu będzie jeszcze lepsza, bo luka podażowa wzrośnie (powodem są bardzo niskie zbiory jabłek w Chinach), a popyt na koncentrat się umacnia. Eksportowi polskiego koncentratu sprzyja też słaba złotówka, która dodatkowo zwiększa naszą konkurencyjność na rynkach rozliczających się i w euro, i w dolarach amerykańskich.
Czy szefowie firm przetwarzających owoce tego wszystkiego nie wiedzą? Przecież poniesienie teraz ceny, nawet nie do wspomnianych 0,60 zł/kg, ale choćby o 0,10 zł/kg, byłoby świetnym posunięciem marketingowym i psychologicznym.
Wydaje się jednak, że w branży przetwórczej dominuje pogląd, iż nie potrzeba takich kroków. Że polski sadownik i tak przyjedzie pod skup, czekać na możliwość sprzedaży jabłek. A perspektywa obniżek cen skupu tylko go zmobilizuje do szybszej wyprzedaży. A na koniec, jak już zacznie być naprawdę źle i sadownicy pojawią się pod bramami zakładów nie po to, by dostarczać jabłka, ale by blokować bramy, to wkroczy państwo i dopłaci 50 procent ceny skupu, żeby ugasić pożar gniewu sadowników i naoliwić publicznymi pieniędzmi przetwórczy biznes.