Jabłko przemysłowe wciąż dołuje
Sytuacja na rynku jabłek przemysłowych w Polsce jest, delikatnie mówiąc, dziwaczna. Z jednej strony mamy wysoki popyt na surowce, widoczny choćby w ilości ogłoszeń kupna takiego jabłka publikowanych w sieci. Popyt generowany przez duże zapotrzebowanie na polskie soki zagęszczone i koncentrat soku jabłkowego. Z drugiej strony zaś kolejne obniżki cen skupu surowca będące skutkiem obniżek cen oferowanych przez przetwórców, którzy nagle deklarują, iż z takich czy innych powodów teraz nie potrzebują tyle jabłek, co jeszcze kilka dni temu.
W konsekwencji tych działań zakładów przetwórczych ceny na skupach zeszły do poziomu 0,32-0,36 zł/kg. Nie zakończyło się więc na jednotygodniowej korekcie, ale trend zniżkowy najwyraźniej trwa. Czy celem jest powtórka sprzed roku, gdy żonglowanie bieżącym zapotrzebowaniem w przetwórniach zbiło ceny przemysłu do 20 groszy za kilogram w drugiej połowie października?
Przypomnijmy – to się dzieje w warunkach, gdy ceny i zapotrzebowanie na produkt finalny przetwórstwa jabłek – na koncentrat, utrzymują się na wysokim poziomie i sadownicy o tym wiedzą. Pytanie, jak zareagują na to, co się dzieje z cenami jabłek? Czy się zbuntują?
Rok temu, znów przypomnijmy, doszło do protestów, ale nie przyniosły one większych skutków. Wyraźnie było widać że w środowisku sadowniczym nie ma jednolitej postawy wobec problemu. Wielu producentów bez przerw dostarczało surowiec. Obecnie znów Związek Sadowników RP apeluje o wstrzymanie dostaw, choćby na kilka dni – na tyle, aby zakłady odczuły brak jabłek potrzebnych do podtrzymania produkcji, co postawi je przed widmem bardzo wysokich kosztów – najpierw wstrzymania linii produkcyjnych, potem ponownego ich rozruchu. Ale czy jest to apel realny?
Mało prawdopodobne, choć może odzew będzie tym razem nieco większy. Zbyt jednak wielu sadowników działa w Polsce bez prowadzenia rachunku zysków i strat. A może trzeba by sprecyzować pojęcie „sadownika”. Są tacy, dla których produkcja jabłek to tylko dodatek do stałych dochodów z pracy najemnej, a nie źródło utrzymania.
Trzeba też pamiętać o jeszcze jednej kwestii – pomocy państwa. W poprzednich dwóch sezonach rząd interweniował bezpośrednio lub pośrednio na tym rynku, aby pomóc sadownikom. Oczywiście - z jednej strony jest to wsparcie dla towarowych producentów jabłek w trudnych czasach. Ale każdy rozsądny człowiek przyzna, że ta pomoc ma też drugą stronę medalu, czyli konserwację nieprawidłowości w branży sadowniczej. A minister rolnictwa już przyznał, ze produkcja jabłek jest znów za duża. Czy rząd wysupła nowe miliony dopłat (wsparcie za wycofanie jabłek w zeszłym sezonie wyniosło do początku września tego roku ponad 55 mln zł)? Miliony, które de facto sadownikom poprawią niewiele, a trafią do przetwórców?