Białoruś pomaga obejść sankcje?
Białoruś pomaga polskim producentom podnieść się po wprowadzeniu sankcji ze strony Kremla. Sprawa została uzgodniona na szczeblu politycznym. Istnieją dwa legalne sposoby. Nasze produkty są wysyłane do białoruskich przetwórni, a przerobione trafiają na rynek rosyjski z etykietą „made in Belarus”. Ewentualnie białoruska produkcja jest w większym odsetku wysyłana dalej na Wschód, a puste miejsce na lokalnym rynku zajmują polskie produkty.
Technicznie nie ma mowy o reeksporcie polskich produktów, bo taki reeksport byłby nielegalny w świetle rosyjskiego embarga na unijne produkty spożywcze. Rosjanie uważnie się temu przyglądają. Ale już produkcja serów z polskiego mleka czy wysyłka do Rosji białoruskich jabłek w zamian za polskie jabłka, to proceder w 100 proc. legalny.
O reeksporcie nie ma mowy, ale nie dlatego, żeby Białorusini całkowicie wykluczyli taką możliwość. Mińsk robił złote interesy po wprowadzeniu w sierpniu 2014 r. embarga jako reakcji na europejskie sankcje za uporczywe łamanie prawa międzynarodowego w odniesieniu do Ukrainy. W rosyjskich sklepach pojawiły się „białoruskie” krewetki, łosoś czy owoce cytrusowe, co stało się obiektem powszechnych żartów Rosjan. Białoruś stała się np. największym dostawcą kiwi i drugim co do wielkości dostawcą ananasów na rynek rosyjski. W efekcie w grudniu ubiegłego roku rosyjski nadzór fitosanitarny wprowadził specjalne środki ostrożności przy sprowadzaniu „białoruskich” cytrusów.
To wszystko ograniczyło niestety handel polskimi owocami i warzywami „okrężną drogą”. Ostatnio zatrzymywanych jest dużo samochodów (ponad 400 tylko w 2015 r.), które wwożą na teren Rosji produkcję, korzystając z nieuzasadnionych szlaków logistycznych. Białorusini wydają na tę produkcję fitosanitarne certyfikaty reeksportowe, bazując na sfałszowanych certyfikatach.
Podejrzenia Rosjan budzą też dane dotyczące sprzedaży zakazanej w Rosji produkcji do Kazachstanu. Według białoruskich statystyk w 2015 r. nasz sąsiad sprzedał Kazachom 93 tys. ton jabłek, ale według statystyk kazachskich do tego środkowoazjatyckiego kraju trafiło jedynie 31 tys. ton. Reszta rozpłynęła się po drodze.
W marcu ujawniono mechanizm, w ramach którego polskie owoce trafiały na Litwę, gdzie otrzymywały mołdawskie certyfikaty należące do firm zarejestrowanych w separatystycznym Naddniestrzu, po czym przez Białoruś trafiały do Rosji jako produkt „made in Moldova”. A gdy białoruski sanepid prosił Mołdawian o potwierdzenie autentyczności dokumentów, ci wszystko potwierdzali. Między grudniem 2015 r. a styczniem 2016 r. białoruskie firmy kupiły w ten sposób 20 tys. ton takich jabłek.
Zobacz więcej: Jabłka
Droższe niż w Polsce?
czytaj dalej
Tylko od członków?
czytaj dalej
Rosja – wraca sprawa importu przez Białoruś
Amerykanie boją się polskich jabłek?
czytaj dalej