Prognozy na nadchodzące lata dla producentów jabłek nie są zbyt optymistyczne

Tegoroczny sezon jabłkowy ze względu na przymrozki wiosenne był bardzo nietypowy. Zbiory jabłek były wyjątkowo niskie a przez to ceny relatywnie wysokie. Zdaniem prof. Makosza istnieje jednak małe prawdopodobieństwo, aby sytuacja się powtórzyła w ciągu najbliższych 10 lat. Kolejne lata przyniosą wysokie zbiory i problemy ze zbytem a przez to bardzo niskie ceny skupu.

Największy problem polskiego sadownictwa stanowić będzie nadprodukcja. Profesor szacuje, że w 2018 roku zbiory jabłek w Polsce wyniosą 4,5 mln ton, zaś zapotrzebowanie na owoce deserowe będzie jedynie na poziomie 2 mln ton. Około 1,3 mln ton owoców z tego będzie stanowić eksport. Oznacza to, że aż 55 proc. jabłek stanowić będzie owoce przemysłowe z cenami skupu poniżej kosztów produkcji. Jak twierdzi profesor, przy takim układzie zbytu owoców, Polska jest krajem jabłek przemysłowych, a dobrym przykładem tej sytuacji był rok 2016 kiedy to zbiory jabłek były na poziomie 4 mln ton a jedynie 25 proc. z tego dało jakikolwiek zysk. Reszta produkcji nie opłacała się sadownikom. W nadchodzącym sezonie może być jeszcze gorzej. Czy zatem można poprawić opłacalność produkcji jabłek w Polsce?

Jak twierdzi prof. Makosz, w Polsce można poprowadzić produkcję dwoma kierunkami - towarowo i przemysłowo. Na pierwszy kierunek pracować może 2500 do 3000 sadowników prowadzących produkcję wysokiej jakości na poziomie 1,8 mln ton. Na drugi zaś pracować będzie aż 30.000 producentów, którzy łącznie wyprodukują ok. 2 mln ton jabłek średniej lub słabej jakości. W przypadku pierwszego wariantu produkcja jest całkowicie opłacalna, w przypadku drugiego jednak, ledwo lub w ogóle nieopłacalna, a to oznacza, że przy kolejnych obfitych w jabłka sezonach wielu sadowników będzie miało problemy finansowe. To z kolei może zmusić wielu producentów do rezygnacji z produkcji jabłek.