Kontaktujemy się w sprawie cen z kilkuset skupami w całej Polsce. Korzystaj z naszych informacji.

Kup teraz abonament!

Pieczarki przy Okrągłym Stole

2008-01-10 00:00
Rolnik Jacek Walczak spod Łowicza, jeden z największych obecnie pieczarkarzy w Polsce, zaczynał skromnie – w 1989 r. postanowił przeznaczyć pod pieczarki ok. 80 m kw. w budynku gospodarczym.

- Akurat, jak toczyły się obrady Okrągłego Stołu, to ja pierwszą pryzmę pod pieczarki przerzucałem widłami. Do dziś czuję w kościach tamtą harówkę.

Gospodarstwo przejął od rodziców w 1985 r., zaraz po maturze w technikum rolniczym. Gospodarstwo typowe dla Polski centralnej: 10 ha pagórkowatej ziemi pociętej na wąskie paski, trochę świń, parę krów i uprawa warzyw.

- Od początku wiedziałem, że z takim gospodarstwem to nic znaczącego nie osiągnę. Dokupić ziemi tu trudno, więc o powiększaniu produkcji roślinnej czy stada krów nie było mowy. Myślałem, by zainwestować w hodowlę kurczaków, ale siostra podpowiedziała mi pieczarki. Słyszała, że podobno to jest dobry interes.

Pierwsze zebrane pieczarki zawiózł na giełdę warzywną do Warszawy rozpadającym się maluchem w drewnianych skrzynkach, bo na plastikowe nie było go stać. - Jak kupcy zobaczyli te moje skrzynki, to się za głowę łapali. Ale akurat wstrzeliłem się w taki okres, kiedy pieczarek na rynku brakowało, więc cena była wysoka i wszystko błyskawicznie sprzedałem. Pamiętam, że jak wracałem, nasłuchując, czy mi koło nie odpada, bo strasznie turkotało, to się sam do siebie śmiałem - tak łatwo zarobiłem te pieniądze. Nigdy potem już tak nie uważałem - pieczarkarstwo to na pewno nie są łatwe pieniądze.

Uprawa pieczarek jest trudna. Jest to praktycznie jedyny produkt rolniczy, przy uprawie którego nie stosuje się żadnych środków chemicznych (jedynym lekarstwem na wszelkie choroby jest gorąca para wodna), więc gdy uprawę zaatakują jakieś choroby, producent jest bezradny. Do tego nie jest to towar nadający się do przechowywania - od zebrania do trafienia na stół konsumenta nie może minąć więcej niż tydzień, po tym czasie pieczarki więdną, brązowieją, marszczą się, jednym słowem nikt już nie ma na nie ochoty.

By doczekać się dobrych zbiorów, trzeba sporo zainwestować - w technologię i we własne doświadczenie. Walczakowi się udało, chociaż kilka pierwszych lat to były same niepowodzenia - ciężka praca bez zysków, bo ciągle popełniał jakiś błąd. Podłoże było źle przygotowane, temperatura za wysoka lub za niska, grzybnia nie chciała się rozwijać, wilgotność nieodpowiednia, choroby dziesiątkujące grzyby itd. W końcu po kilku złych latach, w czasie których cała rodzina żyła z tych paru krów, świń i uprawy warzyw, zaczęły się dochody - najpierw zbierali po 10 kg z metra kwadratowego, potem 15, dziś ok. 25 kg.

- Na szczęście razem z naszym gospodarstwem pod bokiem rozwijała się firma przetwórcza Braci Urbanek skupująca od rolników pieczarki - opowiada. - Mieliśmy więc stałego odbiorcę płacącego dobrze i regularnie oraz stawiającego duże wymagania jakościowe. To nas mobilizowało do inwestowania w produkcję i podnoszenie jakości. I tak z wielu dostawców firmy staliśmy się głównym dostarczycielem pieczarek dla Urbanków.

W 2000 r. zapadła, jak mówi, życiowa decyzja - o zaciągnięciu kredytu na ponad 2 mln zł na budowę dużego, nowoczesnego obiektu, z klimatyzacją i ogrzewaniem, w którym wszystko poza zbiorem grzybów jest zautomatyzowane. - To była jedna z moich najmądrzejszych decyzji. Mogłem albo zrezygnować z rolnictwa, albo iść na całość, zrobić coś z myślą o przyszłości, o tym, że za jakiś czas zostanę największym i najlepszym polskim pieczarkarzem.

Ciągle nie jest, ale ze swoimi 5 tys. m plasuje się w ścisłej czołówce. Spośród ok. 3 tys polskich pieczarkarzy większość pracuje w obiektach 400-metrowych. Ale są i tacy, którzy mają ponad 10 tys. metrów.

Źródło: fresh-market.pl za www.sady.hg.pl





Zobacz więcej: Pieczarki

Dodaj komentarz
Możliwość komentowania dostępna tylko dla użytkowników z wykupionym abonamentem