Ceny jabłek Golden Delicious powyżej przeciętnej, ale co z tego?
Ceny jabłek odmiany Golden Delicious pozostają na wyższym poziomie od zdecydowanej większości odmian oferowanych przez polskich sadowników. To typowa sytuacja i bardzo rzadko się zdarza, żeby Goldeny schodziły z ceną na poziom „czerwonaków”. Nie ma w tym nic dziwnego, bo Golden jest jedną z najpopularniejszych w Europie i na świecie odmian „masowych” – uprawianych na dużą skalę. W Polsce jego ceny ustępują zazwyczaj niewielu innym odmianom, jak na przykład cenom jabłek Gala.
Przypomnijmy, że w Europie odmiana Golden Delicious to aż jedna piąta zbieranych corocznie wolumenów. W Polsce ten względny udział Goldena w produkcji jabłek jest niższy (10-15 procent) ze względu na ponadprzeciętny udział Idareda. Ale polskie tegoroczne zbiory jabłek mają być rekordowe na tle ostatnich lat. Zarówno wedle wczesnych prognoz GUS (4,2 mln ton), jak i późniejszych prognoz WAPA (niemal 4,5 mln ton), a zatem i Goldena będzie dużo. Już jest i widać to w cenach.
W tej chwili na polskim rynku jabłek sytuacja cenowa niezmiennie pozostaje trudna. Ceny niektórych odmian po zakończeniu zbiorów umocniły się, ale bardzo nieznacznie. W tej grupie jest też Golden. Informacje z rynku mówią, ze minimalnie ruszył się eksport jabłek, ale głównie popyt jest na Galę. Są pewne nadzieje, że da się reanimować eksport do Egiptu.
Ceny skupu jabłek Golden Delicious to obecnie zaledwie 0,80-1,00 zł/kg za kal. 70+, To tradycyjnie więcej niż kwoty oferowane za „czerwonaki” (tu ceny zaczynają się od 060 zł/kg i sięgają do 0,90 zł/kg za odmianę Red Jonaprince). Trudno się dziwić, że ale sadownicy, przy takich cenach, dalecy są od zadowolenia. Ceny te pozostają bowiem wciąż bardzo niskie, co widać na naszym wykresie. Średnia jest niższa niż rok temu o około 18 procent, a przecież już w zeszłym roku sytuacja cenowa na rynku jabłek była zła. Do tego koszty produkcji i przechowywania w ostatnim roku znów wzrosły i to drastycznie.
W konsekwencji ceny jabłek deserowych są nieopłacalne dla sadowników. Ale większość z nich nie ma wyjścia, musi sprzedawać owoce, bo trzeba utrzymać rodzinę i gospodarstwo, trzeba spłacać kredyty. W dodatku nawet przy tak niekorzystnych cenach wcale nie jest łatwo o kupca, bo popyt pozostaje słaby. Nawet na przemysł nie jest łatwo sprzedać, bo zakłady przetwórcze limitują teraz odbiór surowca.
Pytanie, jak się rozwinie sytuacja w zimie i wiosną. Wielu sadowników nie będzie trzymało jabłek w komorach chłodniczych. Zwłaszcza tych, którzy nie mają dostępu do tańszego prądu z własnego źródła. Czy skala tego zjawiska będzie na tyle masowa, że doprowadzi do braków w podaży jabłek i wysokich ich cen po Nowym Roku? Odpowiedź na to pytanie warta jest teraz dużych pieniędzy.