Nie bójmy się upraw transgenicznych

W wyniku występowania omacnicy prosowianki, plantatorzy kukurydzy tracą rocznie ok. 300 milionów złotych.

Zdaniem fachowców, jedynym, godnym polecenia rozwiązaniem jest wprowadzenie odmian genetycznie zmodyfikowanych, odpornych na tego rodzaju owady. Prawo sprzeciwia się jednak temu działaniu.

Plantatorzy mają zastrzeżenia, co do obowiązujących przepisów. Powierzchnia występowania omacnicy wciąż się rozszerza. W tym roku owady zdążyły się już rozpanoszyć na Mazowszu, w Kujawsko-Pomorskiem, na Podlasiu i w rejonie Łodzi.

– Rolnicy są przekonani, że powinni mieć u siebie takie same instrumenty jak nasi koledzy w Unii Europejskiej. W Rumuni, która została włączona do Wspólnoty najpóźniej, plantacje kukurydzy modyfikowanej sięgają powierzchni ponad 100 tys. ha – mówi Tadeusz Szymańczak z Mazowieckiej Izby Rolniczej.
 
Z danych opublikowanych przez Instytut Hodowli i Aklimatyzacji Roślin wynika, że ośmiu na dziesięciu plantatorów z terenów opanowanych przez szkodniki, chce wprowadzenia odmian zmodyfikowanych genetycznie.

Taki sposób walki z pasożytem jest znacznie skuteczniejszy i mniej uciążliwy dla środowiska - przekonują specjaliści.

Roman Warzecha z Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin tłumaczy: – W przypadku użycia chemii ginie wszystko, natomiast przy zastosowania metody biologicznej, czyli kukurydzy transgenicznej, zwalczana jest tylko omacnica prosowianka.

Resort rolnictwa, popierany przez organizacje ekologiczne nie zgadza się z tą argumentacją. Zdaniem urzędników, rośliny transgeniczne stwarzają zbyt wielkie zagrożenie dla roślin pozbawionych tego rodzaju modyfikacji.

Tymczasem, areał upraw modyfikowanych wciąż rośnie i w skali światowej wynosi już ponad 90 mln ha. Przekonują się do nich również niektóre kraje Europy. Obok Hiszpanii, Francji czy Niemiec, na rozwój transgenicznych plantacji zdecydowali się także Czesi.



Źródło: fresh-market.pl, na podstawie www.netbrokers.pl

Zobacz więcej: Kukurydza cukrowa